sobota, 30 czerwca 2012


Ogródki działkowe – czy ta bajka dobrze sie skończy?




Działkowcy czekają na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z wielkim niepokojem. Pod znakiem zapytania stoi bowiem los wszystkich ogródków działkowych w kraju. Czy uda się je utrzymać? Czy też w ciągu kilku lat wjadą na nie buldożery i zrównają z ziemią efekt wieloletniej pracy?
Poruszam ten temat, bo sama mam taką niewielką działkę. Uwielbiam te swoje czterysta metrów kwadratowych! Włożyłam w nie wiele pracy, ale przyroda umie się odwdzięczyć. Kiedy tylko uda mi się wygospodarować wolną chwilę, wsiadam na rower i jadę popatrzeć jak rośnie, porozmawiać z kwiatami. Chwalę wiciokrzew za wytrwałość we wspinaniu się po pergoli, dodaję otuchy różom, które ucierpiały mocno tej zimy, przywołuję do porządku dzikie wino, wskazując mu gdzie ma rosnąć, a gdzie absolutnie nie.
Wczoraj zbierałam czereśnie, lada dzień będą porzeczki. Zdrowe, bez chemii, soczyste i pachnące. Później przyjdzie czas wiśni, śliwek i jabłek.
Kilka dni temu zakwitł liliowiec – cieszyłam się jak dziecko, bo to pierwszy raz. Iglaki mają nowe przyrosty, a żywopłot w tym roku rośnie bez umiaru.
Zostawiam w tym kawałku ziemi wszystkie stresy, złości i frustracje. Wracam z działki wypoczęta, zrelaksowana, wyciszona…
I teraz ktoś próbuje zrobić zamach na to, co tak wiele mi daje? Nie zgadzam się!
Ogródki działkowe to enklawy zieleni, spokoju i ekologii. Pracują w nich i odpoczywają obok siebie emeryci i rodziny z dziećmi. Obcowanie z naturą uczy pokory, systematyczności, łagodzi napięcia. Działkowcy to często wielka rodzina – można liczyć na pomoc sąsiada, dobą radę, wymianę plonów i doświadczeń. Działki to ostatnie bodaj enklawy bezinteresownej życzliwości i wielopokoleniowych kontaktów.
Nie ma we mnie zgody na ich likwidację. Na myśl o tym robi mi się bardzo smutno. Czy wygra samorządowo-developerskie lobby? Co stanie się z moimi krzewuszkami, hortensją i bzem? Jak będę żyć bez rozmów z panem Stasiem zza płotu, bez starszej pani z sąsiedniego sektora, która co roku przynosi mi pomidory? Gdzie podzieje się działkowy kocur?
To nie może zniknąć, bo jest ostatnią bajkową krainą, która istnieje naprawdę. A bajki mają przecież zawsze dobre zakończenie…

6 komentarzy:

  1. A co chcą zrobić z tymi działkami? O ile pamiętam, działki to wieczysta dzierżawa?

    OdpowiedzUsuń
  2. Otóż chodzi o to, że ogródki są dzierżawione przez Polski Związek Działkowców, a nie przez pojedynczych działkowiczów (którzy mają na nie tylko "przydział" i je użytkują).Ktoś chętny na atrakcyjne tereny w centrach miast zauważył, że od tych terenów nie sa płacone podatki, więc ruszyła machina mająca na celu ograniczenie uprawnień PZD, żeby umożliwić nałożenie tychże. Te z kolei albo wykończą działkowców, albo i nawet bez tego samorządy zaczną podejmowac decyzje o zmianie przeznaczenia terenu i zamiast ogródków stawiań np. supermarkety :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Amen!
    Mam te same odczucia, niestety z nami - działkowcami, mało kto się liczy. Maja nasze zdanie głęboko gdzieś...
    Niestety :(
    Nie wyobrażam sobie kiedy w lipcu ogłoszą dla nas niekorzystny werdykt. Pozostaje odwoływanie się do Unii???Czy jakiejś innej wyższej instancji???
    Koszmar!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba liczyć na korzystny wyrok, albo na to, że PZD stanie na wysokości zadania i nie odpuści.
      Sabinko, zgadzam się, to koszmar!

      Usuń
  4. Ale przecież zakładając działkę każdy ma świadomość, że to nie będzie wieczne, że to nie należy do niego. Ok, wkłada pracę, bo chce, bo lubi, bo się tym cieszy, ale NIGDZIE nikt nie daje mu gwarancji, że tak będzie zawsze. Na naszej działce jest tylko trawa i ze 2 krzaki, nie zamierzam wkładać czasu i forsy w coś, co i tak w każdej chwili może mi miasto zabrać. Nawet nie zabrać, przejąć, bo to przecież nie jest moje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej pory miasto nie miało nic do rzeczy. Decydował PZD i w regulaminie jasno było okreslone w jakiej sytuacji działka może zostać zabrana. Jeśli przestrzegało się regulaminu - można było spać spokojnie.
      I gdyby zmiana miała polegać tylko na zmianie "przydzielającego" to nie byłoby zmartwienia. Chodzi raczej o spojrzenie szersze - że zniknie zieleń, enklawy ciszy.
      A co do tzw. nasadzeń - każdy ma, co lubi. Warto jednak czasem popatrzeć na sprawę bardziej empatycznie, nie tylko z własnej, idnywidualnej perspektywy.

      Usuń